Dzisiejszy post jest lekko inny.
Wczoraj razem z naszą kochaną klasą (a także klasą VI) zawitaliśmy w Inowrocławiu, a dokładnie na jednej z jego wielu atrakcji - Parku Linowym. Bardzo się baliśmy, ale okazało się, że strach ma wielkie oczy ( na szczęście. ツ ). Na początku podzielono nas na dwie grupy. Jedna grupa weszła, a my, jako, że byliśmy w drugiej, musieliśmy poczekac na swoją kolej, a w międzyczasie obserwowaliśmy zmagających się z linami, siedząc na ławeczkach i zajadając strach.Szybko przechodząc ,,kurs'' początkowo z przemiłą panią, a potem przemiłym panem, w miarę załapaliśmy;
,,Karabińczyki do pętli, potem na atrakcję. Dwie osoby na podeście, jedna na atrakcji. Zero strachu. Jesteśmy bezpieczni." Okej, zaczęliśmy się wspinac. Na przywitanie ścianka wspinaczkowa. Pierwsza myśl? ,,O jezuniuuuu, ja tam nie wejdę!'' No ale co, trzeba było wejśc. Krok po kroku. Powolutku do góry. Odpiąc karabińczyk, zapiąc karabińczyk. O, jestem już do góry! Dałam radę!
Teraz dalej. Znowu akcja z przeczepianiem karabińczyków. Teraz jedna prościuteńka atrakcja, a potem znów coś trudniejszego. Za mną szła przyjaciółka. Stanęłam po środku atrkacji i ,,Kasia, nie dam rady dalej''. Miałam za to najlepszą motywację do pójścia dalej, czyli pewną osobę, która wiecznie zagrzewała mnie do dalszej wędrówki. Tuż przed sobą miałam kolegę z klasy, któremu ciągle pytałam się, czy to, co już przeszedł jest łatwe, takie średnie, czy trudne. Jeden z przyjaciół, który szedł w pierwszej grupie szybciutko skończył wszystkie trzy poziomy parku i kiedy ktoś nie wiedział jak dany fragment przejśc, pokazywał jak, dzięki czemu było łatwiej.
Po wyjściu z Parku udaliśmy się do KFC, gdzie zostałam zmuszona do jedzenia mięsa.
PS. Kolejny raz zostałam nominowana do Liebster Blog Award! :)
WAKACJE
Czy macie jakieś sprecyzowane plany? Jakby nie patrzec... Został tylko jeden normalny dzień + zakończenie i nadejdą... Dla niektórych zbawieńcze i długo wyczekiwane, dla innych wręcz przeciwnie - wakacje.
Zapraszam już jutro na następną notkę.
Dobranoc,
Mika.